wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 5.

~~Z perspektywy Nikki~~

Cieszę się. Naprawdę się cieszę z tej randki Mack. Zwłaszcza, że Zayn do niej pasuje, i widać, że mu na niej zależy. Zresztą chyba wzajemnie. Ahh... ona to ma szczęście w życiu. Chcecie przykłady dlaczego tak sądzę? A proszę bardzo:
- Mack jest "miss popularności" w szkole (sam tytuł kapitanki cheerleaderek daje jej dużo dobrej reputacji wśród rówieśników) -  ja ograniczam się do grupki dobrych znajomych;
- ona potrafi odpyskować nawet najbardziej chamskiej lafiryndzie - ja wolę w ogóle się nie odzywać myśląc "Jeszcze narobię sobie kłopotów";
- ona miała już chyba z 7 chłopaków - ja zaledwie jednego, który i tak okazał się zwyczajnym dupkiem.
 I mogłabym wymieniać, tak w kółko i w kółko. No ale cóż. Takie życie, i muszę się już chyba pogodzić z tym, że zostanę starą panną. No bo kto by mnie zechciał? Nie mam wielkiej kolekcji jakichś sukcesów, a zamiast metalu wolę posłuchać dobrej klasyki, takiej jak np. "Cztery pory roku" - Vivaldiego. Właściwie powinnam się spytać jakim cudem przyjaźnie się z Mack? Najprostszym tego wyjaśnieniem jest chyba powiedzenie, że przeciwieństwa się przyciągają...
A wracając do mojej fruwającej dziś w chmurach przyjaciółki...mam nadzieję, że jakoś zakodowała sobie to, że ja też dzisiaj wychodzę. Szczęście w nieszczęściu, że nie wymagała nawet dokładnych informacji o moim wypadzie, co muszę przyznać, że ma w zwyczaju (tiaa...czasami zachowuje się jak moja matka ;p). Dlaczego w nieszczęściu? Bo czuję się trochę tak, jakbym ją znowu okłamywała...a dobrze wiem że nie powinnam. Przecież to moja najlepsza przyjaciółka i zasługuję nawet na najmniej miłą, ale prawdę. Muszę, jej to wreszcie powiedzieć. Cholera, tylko jak? "Mackenzie, słuchaj okłamałam cię, wtedy spotkałam się z Harrym, wybaczyłam mu, a wczoraj poznałam jeszcze jego czwórkę zwariowanych przyjaciół dla których nas zostawił" ?!
Nie to nie ma sensu. Ale i tak nie mam zamiaru dalej zatajać przed nią prawdy. Powiem jej. Jeszcze nie wiem jak, ale powiem. Nie dzisiaj, nie chce jej przecież niszczyć nastroju, ale jutr.....
- NIKKI!! - z rozmyślań wyrwał mnie donośny krzyk mojej przyjaciółki dobiegający z łazienki. Podbiegłam i wychyliłam się zza drzwi.
- Co się tak drzesz? Jeszcze zaraz znowu  przyjdzie pani Benson z pretensjami - zachichotałam pod nosem przypominając sobie nasz wczorajszy wysiłek przy sprzątaniu mieszkania wyglądającego wtedy jak jakiś kurnik. - ....Coś się stało?
- Uppss, sorki.... no właściwie to tak, stało się. Niewiemktórybłyszczykwybraćijakupiąćwłosy - ostatnie zdanie powiedziała na jednym wydechu. Taka sfrusrtowana wyglądała przekomicznie. Zaśmiałam się krótko.
- Oj Mack.... już się boję co z tobą będzie jak przyjdziesz z tej randki... - uniosła jedną brew do góry - Spokojnie, widać, że ci zależy.... i - chciała mi przerwać ale jej na to nie pozwoliłam- ...nie zaprzeczysz.
- Ehh..no dobra, już dobra, ale który mam wybrać? - zapytała wymachując mi dwoma błyszczykami przed nosem jak opętana.
- Yyy...weź ten... będzie ci paso...- chciałam już jej doradzić, ale coś mi się przypomniało - ejej no właśnie, pokaż w co się ubierasz? - na te słowa zrobiła minę typu "cholera, zapomniałam". Nie wierzyłam własnym oczom. - no nie mów mi że jeszcze nie wybrałaś... 
- Tak jakoś wyszło...- jej aktualna zdezorientowana mina rozbroiła mnie totalnie i wybuchnęłam śmiechem. ONA nie wybrała sobie jeszcze ciuchów?! Jednak miłość przewraca w głowach .. - hahah, poczekaj zaraz ci ..hahaha.. coś przyniosę - udało mi się wydusić i pognałam do jej pokoju, a dokładniej do jej garderoby. Otworzyłam jej wielgachne królestwo. "Hmm...o to będzie świetne, tylko ciekawe czy da się na to namówić..".  Wróciłam do pomieszczenia. Rzuciłam jej bezgłośnie moją "zdobycz" przez próg i oparłam się o framugę drzwi, czekając na jej dalszą reakcję. Jej mina była bezcenna. Z trudem powstrzymywałam kolejną głupawkę.
- Sukienka? Seeerio??
- Mhm. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Co mnie po raz kolejny już dzisiaj zdziwiło, widocznie się wahała. W a h a ł a  s i ę!  - uh...no dalej zakładaj. Zaynowi się spodoba. - puściłam do niej perskie oko, próbując ją skłonić ...i chyba mi się to udało bo wyglądała na bardziej przekonaną.
- Ugh, no dobra. Ale tylko ten jeden raz...- dopiero po chwili do mnie dotarło, że zgodziła się założyć sukienkę. Zaraz...co?! Ona założy sukienkę ?!? Zaczynam się poważnie martwić czy nie zrobili jej przypadkiem jakiegoś prania mózgu. Nieuszykowane ciuchy?! Dobrowolne założenie ...
S U K I E N K I?!? Jeszcze zaraz mi powie, że ubóstwia słodkie, różowe króliczki (o_O) ...

Wyszło na to, że w efekcie końcowym moja przyjaciółka wyglądała meegacudownie. Niestety, nie udało mi się jej namówić na szpilki, i założyła swoje 'legendarne' trampki, ale trudno. I tak fakt że stoi teraz przede mną w turkusowej sukience bez ramiączek, przerasta moje najśmielsze oczekiwania.
Jak na komendę, usłyszałyśmy roznoszący się po całym mieszkaniu odgłos dzwonka do drzwi. Oznajmiłam Mackenzie, że pójdę otworzyć, na co nie miała nic przeciwko. Tak jak myślałam, zaraz po otworzeniu ujrzałam przystojnego, elegancko ubranego mulata, z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy.
- No, no...jaki punktualny - mruknęłam z aprobatą.
- Hej Ni....- odezwał się, a ja spojrzałam na niego znacząco, próbując zagestykulować, żeby trzymał buzię na kłódkę i udawał, że się nie znamy. Po jego minie można było uznać, że zrozumiał. Odchrząknął i rzekł nieco głośniej: - Cześć, wiesz może czy Mackenzie jest już goto...- nie dokończył, gdyż jego wzrok zatrzymał się w brunetce, która właśnie wyłoniła się z wnętrza mieszkania. Patrząc na niego w tej chwili, można było pomyśleć, że zaraz mu te brązowe patrzadełka z orbit wyskoczą. Spojrzałam na ów piękność, stojącą za mną i posłałam jej ciepły uśmiech.
- Hej Zayn.- powiedziała, na co chłopak powrócił do rzeczywistości.
- eh...Witaj piękna, wyglądasz dziś czarująco. - "uhuhu...jaki fliiirt xD"
- A dziękuję bardzo. A właśnie... poznaj oficjalnie moją dzisiejszą stylistkę ..- objęła mnie ramieniem.. - ..i najlepszą przyjaciółkę Nikki - przedstawiła, po czym podaliśmy sobie ze poznanym mi już wczoraj chłopakiem, rękę do uściśnięcia.
- Zayn.
- Nikki. - powiedzieliśmy widocznie zmieszani, a kiedy Mack obróciła się w poszukiwaniu płaszcza posłałam chłopakowi bezgłośne "przepraszam". Głupio mi było, że jeszcze Zayna w to wplątuję.
- To miłej randki wam życzę. - odrzekłam po czym pożegnałam się z przyjaciółką buziakiem w policzek.- i uważaj mi tam na nią. - szepnęłam mulatowi do ucha, tak aby Mackenzie nie zauważyła, po czym oboje opuścili mieszkanie. Podeszłam do okna. Mulat, jak na dżentelmena przystało, kulturalnie otworzył przed Mackenzie drzwi czerwonego Volvo i kiedy ona już wygodnie usadowiła się na miejscu, dyskretnie spojrzał w moją stronę. Uśmiechnięta wystawiłam mu kciuka, czym miałam zamiar dodać mu otuchy i ten, już widocznie mniej zestresowany, zajął swoje miejsce po stronie kierowcy. Samochód ruszył z piskiem opon, a ja patrzyłam jeszcze za nimi aż zniknęli  z mojego pola widzenia.

Nadszedł czas abym sama pomyślała o swoim wyglądzie. W takiej chwili przydałaby się odświeżająca kąpiel. Napuściłam wody do wanny, dolałam olejku o zapachu kwiatu wiśni i zanurzyłam swe nagie już ciało w ciepłej cieczy. Następnie wysuszyłam włosy, upięłam je w niedbałego koka i umyłam zęby. W samym ręczniku, udałam się do mojego pokoju w celu znalezienia ubrań, tylko tym razem dla siebie.
Ostatecznie mój wybór padł na : czarno-białe getry, jeansową koszulę oraz szary, sportowy sweterek z nadrukowanym tygrysem. Dobrałam jeszcze do tego pasującą biżuterię,  dość wysokie obcasy, rozpuściłam włosy i nałożyłam na nie czapkę a'la smerfetkę. Następnie pociągnęłam usta czerwoną szminką, a oczy czarną kredką i właściwie byłam już uszykowana. Zostało mi jeszcze przynajmniej pół godziny, więc wzięłam jeszcze Ginny, na krótki spacerek, i oddałam ją pod opiekę naszej sympatycznej, mieszkającej wraz ze swoim mężem, około 60-letniej sąsiadce z parteru - pani McCaurtney. Często powierzałam kobiecie moją sunię, bo czasami sama nie mogłam poświęcić jej wystarczająco dużo uwagi (m.in. przez lekcje), a wiedziałam, że sąsiadka na pewno się zgodzi, i Ginny będzie u niej bezpieczna. Można by było nawet nazwać ją jej 'etatową opiekunką', bo gdy ja byłam w szkole to ona się nią zajmowała. Miło tak jest czasami móc doświadczyć tzw. "sąsiedzkiej pomocy".

Rozsiadłam się na kanapie z jakimś kolorowym pisemkiem w ręku, jednak nie dane i było nawet go otworzyć, bo moim uszom rzuciło się rytmiczne pukanie do drzwi. Nawet nie musiałam sprawdzać kto za nimi stoi, bo był to dobrze mi znany motyw rytmiczny. Za każdym razem tak pukał. Był to tak jakby "nasz rytm". Na samo wspomnienie, moje kąciki ust podniosły się znacznie do góry.
Przyciągnęłam drzwi do siebie i ujrzałam mojego przyjaciela, który szczerzył się do mnie jak głupi do sera.
- Cola! - rzucił się na mnie z otwartymi ramionami i zaczął mocno przytulać.
- Mi też miło cię widzieć Harry. - mruknęłam rozbawiona. Ten odsunął się lekko,  zlustrował mnie i po chwili szepnął do ucha: - Świetnie wyglądasz.
- Umm...Dzięki, ty też. - palnęłam lekko zawstydzona, na co chłopak poszerzył swój uśmiech o kolejny centymetr. - To co idziemy? - spytałam.
- Mhm. - wzięłam jeszcze telefon i jakieś drobne na wszelki wypadek, i zamknęłam drzwi na klucz.
Loczek zachowujący cały czas tę samą mimikę twarzy nadstawił mi ramię, które chwyciłam. Po wyjściu z klatki  dobiegła do mnie pozostała reszta bandy, oczywiście oprócz Zayna (wiadomo z jakiego powodu).
- Chło-paaccyy, w-wystar-rczyy, dusii-cie... - wydyszałam z trudem.
- Ajć...przepraszamy. - powiedział któryś z nich, po tym jak odskoczyli ode mnie jak poparzeni i moje płuca mogły już normalnie pracować.
- Haha..nic się przecież nie stało. - posłałam im ciepły uśmiech, który odwzajemnili. -To co..- klasnęłam w dłonie- ...jak zaplanowaliście ten dzień? - po tych słowach każdy z nich zaczął mi coś tłumaczyć indywidualnie, z czego nic nie zrozumiałam. Kiedy bełkot ucichł, popatrzyłam z pytaniem w oczach na jedynego, który się nie odzywał - Harrego. Na to ten zaśmiał się cicho pod nosem i wytłumaczył spokojnie:
- Chłopacy chcieli przekazać, że myśleli o kręgielni...
- Spoko. - powiedziałam trochę mniej pewna siebie, gdyż (wiem że to dziwne) nigdy nie byłam w takim miejscu i nie wiem jak to się robi tzn. jak się w to gra... Widocznie Louis wyczuł moją niepewność, bo zapytał:
- Chyba umiesz grać w kręgle no nie?
- Noo... nie za bardzo. - przyznałam szczerze. - Tak na prawdę nigdy nie próbowałam. - dodałam masując się po karku.
- Nic się nie martw. Nauczymy Cię. To banalnie proste zobaczysz. - dodał mi otuchy Liam, klepiąc mnie po ramieniu. Uśmiechnęłam się.- A...i mam takie pytanko... - kiwnęłam zachęcająco głową, żeby kontynuował. - Nie miałabyś nic przeciwko, jakbyśmy zabrali jeszcze ze sobą moją dziewczynę Danielle?
- No pewnie, że nie. Z miłą chęcią ją poznam. A poza tym będzie lepiej jeśli będzie choć o jedną dziewczynę więcej. - ucieszył się na moją odpowiedź.
-  Jedziemy? - spytał po chwili ciszy podekscytowany Lou, i wkazał głową na wcześniej nie zauważonego przeze mnie lśniącego wozu. Chociaż nie, ten "wóź" był taki wielki że powinnam go lepiej nazwać busem! Eh...nie ma co, ci to mają luksusy. Obok pojazdu (co dopiero teraz zauważyłam) stał nieznajomy mi wysoki, muskularny mężczyzna w czarnym mundurze (?).
- Dzień dobry panu. - przywitałam się grzecznie, tylko że zamiast odpowiedzi usłyszałam chichotanie  pozostałych. Nie rozumiem, co w tym takiego śmiesznego? Speszona spojrzałam na czerwonego ze śmiechu mężczyznę.
- Hah, przepraszam. - powiedział gdy się już 'ogarnął'- Po prostu nie jestem żaden pan. Tylko Barney. Ochroniarz chłopców. - wyjaśnił i podał mi rękę do uściśnięcia. Poczułam jak moja twarz również oblewa siarczysty rumieniec, tyle że ze wstydu - A ty to pewnie ta słynna Nicole? - trochę mnie zdziwił tym, że zna moje imię. Ale jak to "słynna"? Chłopacy o mnie mówili? Popatrzyłam po pozostałych lekko zdezorientowana. Już miałam coś odpowiedzieć, ale Harry mnie wyprzedził.
- Tak tak, to ona. - powiedział dumnie, otaczając mnie ramieniem. Spojrzałam na niego. Posłał mi swój czarujący uśmiech, który tak uwielbiałam. Nie umiałam go nie odwzajemnić. Nagle ktoś głośno odchrząknął. Rozumiejąc aluzję, wpakowaliśmy się do wozu. W środku było jeszcze bardziej ekskluzywnie niż z zewnątrz: skórzane obicia foteli (które swoją drogą były bardzo wygodne :D)przyciemniane szyby itd. Chyba największą moją uwagę przykuła podłoga wozu, gdyż pełna była najróżniejszych podpisów (m.in. Eda Sheerana).
- Wow, zbieracie autografy... w środku auta? - uniosłam brwi do góry.
- Yy..w sumie to nie są autografy. To podpisy różnych osób, które jechały z nami w tym samochodzie. Ty oczywiście też się podpiszesz. - wyjaśnił mi rozochocony Harold, podając mi ni stąd ni zowąd markera. Wzięłam go od niego, ale gdy miałam już dotknąć tuszem do płaszczyzny zawahałam się.
- Jesteście pewni, że chcecie żebym wam się podpisała? Przecież nie jestem jakąś tam sławną celebrytką czy coś w tym stylu...
- Nikki, wystarczy że jesteś sobą... i my chcemy właśnie twój podpis. Nie ma znaczenia czy nazywasz się Johnson, czy.. no nie wiem, np. Lopez. - jeejku, oni dobrze wiedzą jak spowodować u mnie uśmiech od ucha do ucha. Złożyłam mój pierwszy w życiu 'autograf' i usiadłam na wolnym miejscu pomiędzy Niallem, a Harrym. Przede mną siedział Liam, a obok niego Louis.
 Po drodze na kręgielnie, podjechaliśmy jeszcze po tą ukochaną Li. Danielle (bo tak się przedstawiła)wydawała się być bardzo sympatyczna. Zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Nie dość że śliczna i zgrabna (nic dziwnego...w końcu jest tancerką) to jeszcze sympatyczna.  I co z tego, że jest starsza od swojego chłopaka (chociaż tego gdyby chłopacy nie opowiedzieli mi jej "biografii" wcześniej, nie pomyślałabym nawet). Od razu widać, że się kochają, a według mnie w miłości ważniejsze jest uczucie jakim się darzy tą drugą osobę. W końcu wiek to tylko liczba, czyż nie ?

***
Ja, Harry i Louis byliśmy na jednym, a Liam, Danielle i Niall na torze obok. Rozwalały mnie nazwy jakie wyświetliły się na tabeli wyników. Np. Lou wymyślił sobie że podpisze się jako " Mr.Carrot " i zadowolony teraz cały czas popisuje się przed nami.
- Patrz, władasz te trzy palce w te dziurki tu, na kuli, bierzesz zamach i rzucasz....! - wiernie tłumaczył mi Harry. Próbowałam być skupiona na jego instrukcjach, ale mówił to w taki sposób, że nie uławiał mi zrozumienia.  Tak więc byłam też świadkiem jak pan Marchewa  ruszając się zwinnie jak jakaś wiewiórka, zdobywa strike'a.
Mi za pierwszym razem pomógł rzucić mój "prywatny nauczyciel" (czytaj: rzuciłam razem z loczkiem ), co było dla mnie dość niezręczne. Takim sposobem, wspólnymi siłami strąciliśmy 7/ 10 kręgli. Gra toczyła się dalej. Na naszym torze prowadził Tommo, a na torze obok - Danielle (?!). W każdym razie ruszyła już rozstrzygająca runda. Moja kolej. Chwyciłam ostrożnie kulę. Lecz w tym samym czasie na ten pomysł wpadł, ktoś inny i nasze dłonie się zetknęły. Spojrzałam ostrożnie do góry i zatonęłam w tych niezwykle niebieskich, hipnotyzujących tęczówkach, należących do... Nialla. Poczułam jak oblewam się gorącym rumieńcem (eh..jak ja tego nie lubię -.-). Mam nadzieję, że nikt tego nie zauważył, ale spojrzałam z powrotem na nasze zetknięte ze sobą dłonie.
- Ymm....sorki. - już chciałam wziąć inną, ale blondas mi przerwał.
- Nie, nie. Weź ją. I pokaż jak zbija się wszystkie kręgle za pierwszym razem. - puścił do mnie oczko i wziął inną kulę. Odwróciłam się w moich konkurentów, którzy prawdopodobnie nie widzieli tej niezręcznej sytuacji, bo byli pochłonięci jakąś widocznie fascynującą konwersacją.
- No dalej Cola....pokaż że początkujący też może być dobry. Jak się zbija wszystkie kręgle za pierwszym razem...- powtórzyłam słowa Horanka, wypuściłam motywująco powietrze z ust i spojrzałam w bok. Mój kolega właśnie wypuścił kulę w kolorze jego oczu i zamiast oczekując wyniku patrzeć na nią, spojrzał na mnie i ukazał swój aparat, który dodawał mu tylko uroku.
Wzięłam lekki rozbieg i..... kula potoczyła się.... zmieniła bieg i .... Yeah! 10/10 ! Przybiłam dziesione z pochwalającym mnie Haroldem i z lekko zszokowanym Lou (kapara mu opadła xd)
- Noo to...grę w kręgle masz już zaliczoną! - powiedział roześmiany Niall i przybił mi żółwika.

***
- Ejj, czy naprawdę tylko mi burczy w brzuchu? - zapytał zdesperowany blondyn klepiąc się po nim. Reakcja chłopaków była natychmiastowa: wprost huknęli salwą śmiechu. Danielle też nie udało się ukryć niezrozumianego prze ze mnie rozbawienia. Lecz nie musiałam długo czekać na wyjaśnienia.
- Ty Niall to tylko o jedzeniu. - wydusił Lou, za co Nialler obrzucił go pełnym wyrzutu spojrzeniem.
- No co? Głodny jestem. - wymamrotał, udając smutnego. Dobra przyznam, na ten widok nie sposób było się nie roześmiać. - a wy nie? - dodał, po czym każdy spojrzał po sobie.
- To może pójdziemy coś przekąsić, hmm? - zadała pytanie Dani.
- Ee..łee...nooo..teen .... - zaczęła się wykręcać pozostała trójka chłopców.
- Ugh... lenie. Dobra, to wy tu siedźcie, Dan będzie was pilnować... - spojrzałam pytająco na dziewczynę, na co przytaknęła głową. - a ja pójdę z Niallem po jakieś żarcie. - zaproponowałam, a u chłopaka pojawił się natychmiastowo banan na twarzy.

Naszym celem był supermarket. Musieliśmy wykonać nasze zakupy w ekspresowym tempie, żebyśmy nie zostali wytykani palcami (wiecie takie incognito). W końcu, z dwoma dwulitrowymi napojami. dwiema paczkami chipsów i paczką paluszków pod pachą wyszliśmy ze sklepu ku drodze powrotnej. Jakoś w jej połowie zatrzymałam się gwałtownie. Zza drzewa po drugiej stronie co chwila wyjawiał się czarny obiektyw.
- Niall... - szarpnęłam zdezorientowanego chłopaka za rękaw bluzy i  dyskretnie skinęłam głową na niepokojący mnie obiekt.
- Cholera.... paparazzi - wydusił po czym zdjął swoje ciemne okulary z nosa i podał je mnie. - Załóż je. - polecił, nie do końca wiedziałam o co mu chodzi. - Chyba nie chcesz żeby dowiedzieli się kim jesteś, nieprawdaż? - wytłumaczył.
- Mackenzie... - wyszeptałam bardziej do siebie, wyobrażając sobie co by to było gdyby zdjęcie moje i Nialla pojawiło się przypadkiem w gazecie. Ten zaczął się energicznie rozglądać.
 - Chodź. - złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę jakiś drzwi, przy czym zgubiłam część naszych zakupów. Był to dla mnie dosyć szokujący ruch, tym bardziej, że wywołał u mnie niekontrolowane dreszcze. To było dziwne uczucie. Co najmniej dziwne. A wracając do tematu... kiedy drzwi okazały się otwarte, wleźliśmy tam szybko, co okazało się być błędem. Drzwi za nami zatrzasnęły się z hukiem, i zrobiło się ciemno jak w grobie. Nie ukrywam, boję się ciemności.
- Nicole? - drgnęłam gdy chłopak po raz pierwszy zwrócił się do mnie imieniem. W gruncie rzeczy nigdy nie zwracałam uwagi w jaki sposób ktoś wymawiał moje imię, ale Niall powiedział je jakoś tak ....inaczej. Jakby tak... z troską ? Nie wiem, bo nigdy czegoś takiego nie słyszałam.
- Niall? Gdzie jesteś? - spytałam niepewnie wymachując rękami dookoła w poszukiwaniu chłopaka.
Wtem ni stąd, ni zowąd potknęłam się o jakiś leżący na podłodze przedmiot, i takim sposobem wpadłam na mojego kolegę. Po prostu świetnie. Przynajmniej ten problem (patrz: odnalezienia go) mam już z głowy.
- Nic ci nie jest? - spytał z troską (?!) w głosie, gdy wyswobadzałam się z jego szczelnego uścisku (tak... na szczęście zdążył mnie złapać i nie polecieliśmy razem na podłogę, czy Bóg wie co jeszcze)
- uhh..nie,nie. Dzięki. - wymamrotałam speszona. - A tobie? - spytałam spoglądając w miejsce gdzie powinnam widzieć swoje buty..
- Wszystko w jak najlepszym porządku. - odparł - no może poza tym, że nie mam zielonego pojęcia gdzie jesteśmy .. - dodał szybko.


- Mam złą wiadomość - zaczął po chwili ciszy -... telefon mi padł.
-  Uhh....mam nadzieję że mojego zdążyłam podładować, bo przydałoby się trochę światła - przeszukałam kieszenie i wyjęłam z jednej mojego smartfona z funkcją latarki. - To chodźmy teraz poszukać wyjścia - powiedziałam, gdy ją zapaliłam, i zrobiło się o wiele jaśniej. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znaleźliśmy. Nie widzieliśmy zbyt wielu szczegółów, ale patrząc na wyposażenie miejsca, było to coś w stylu pomieszczenia gospodarczego. Wyjaśniło się również przez co prawie się zabiłam: paczki z prowiantem. "Nareszcie...drzwi" powiedziałam w myślach i pociągnęłam za klamkę. Nic. Drugi raz, trzeci...zamek ani drgnął. "Nie no proszę.. niech będzie otwarte". Nim się obejrzałam, szarpałam klamką jak opętana. Mój towarzysz widząc moją bezsilność, wziął sprawy w swoje ręce. I to dosłownie. Niestety, również niczego nie zdziałał.
- Poczekaj, spróbuję zadzwonić do Harrego. - zaproponowałam, lecz patrząc na ekran a dokładniej  na wykres zasięgu lekko zbladłam - Nie ma zasięgu... pewnie przeciążona sieć czy coś...- co dziwne Irlandczyk nie wydawał się być aż tak zdołowanym tym faktem - Czyli jesteśmy zmuszeni tu trochę posiedzieć. - skomentowałam, zdjęłam wysokie buty (po zbadaniu terenu rzecz jasna) i zsunęłam się po drzwiach do pozycji siedzącej tak, że opierałam się teraz o nie plecami - no zaczepiście. - dodałam z sarkazmem.
- Eeej, jestem aż taki zły? - spytał po przeanalizowaniu moich słów robiąc przy tym smutną minkę.
- Niee, no coś ty- odpowiedziałam rozbawiona jego mimiką twarzy, która właśnie zmieniła się na rozchmurzoną.
Po jakiś 2 minutach Niall zaczął się wiercić, chodząc w tę i we wtę.
- emm....Gdzie się podziały te reklamówki z jedzeniem? - spytał desperacko łapiąc się za głowę. Spojrzałam na niego jak na idiotę, po czym dodał:- Serio, zaraz żołądek mi eksploduje ... - zaczął masować swój brzuszek ze skwarzoną miną, po czym usłyszeliśmy głośne burczenie.
- eeh..Ty to chyba faktycznie tylko o jedzeniu. - mruknęłam cicho, podśmiewając się. W końcu tym że możemy się stąd w ogóle nie wydostać jakoś się nie przejął.
 Po chwili siedzieliśmy koło siebie na dość chłodnej podłodze, obżerając się cebulowymi Lays'ami. Nie ma to jak zdrowe odżywianie.
- Zazdroszczę mu. - powiedział nagle, tym samym przerywając odgłosy chrupania.
- Komu?- szczerze nie ogarnęłam o co mu chodzi.
- no...Harremu - kompletnie zbił mnie z pantałyku.
- a-ale czego niby? - uniosłam lewą brew do góry.
- Takiej fajnej przyjaciółki... - chociaż w środku panował półmrok, doskonale mogłam zobaczyć jak uroczo się do mnie uśmiecha. Mam wielką nadzieję, że nie widział koloru mojej twarzy w tym momencie. Czy on mówił o mnie?! - ..jak ty - dokończył nieco onieśmielony.
- oh...- tylko to udało mi się z siebie wydusić. Autentycznie. - dz-dziękuję - powiedziałam, bo co innego miałam powiedzieć? Zaskoczył mnie. Bardzo. Że niby on zazdrości Harremu.. mnie?! Ale mnie?! Jak? Przecież on też może być.... -  przecież ty też możesz być moim przyjacielem..to znaczy jeśli tylko byś chciał żebym była twoją przyjaciółką ... - olśniło mnie. W końcu musiałam jakoś przerwać tę niezręczną ciszę. Może się to wydawać niezrozumiałe, ale sama chciałam być jego przyjaciółką. Co prawda nigdy nie dopuszczałam do rzeczywistości pytania się komuś czy chce być moim przyjacielem czy coś, bo to samo wychodziło....ale w gruncie rzeczy, nawet bez tego podejrzewałam, że w krótce byśmy nimi zostali. :3


- I ty się jeszcze pytasz? -  jeszcze chyba u nikogo nie widziałam tak szerokiego, szczerego uśmiechu. - Pewnie, że chcę! - praktycznie wykrzyczał podekscytowany. Nie umiałam zatrzymać moich kącików ust, które podniosły się do góry. - Więc ..... przyjaciele?
- Przyjaciele. - potwierdziłam radośnie, i uścisnęłam jego wyciągniętą w moją stronę dłoń.
- um...to może, droga przyjaciółko - zagaił, szczerząc się do mnie jak głupi do sera - opowiedziałabyś co nieco o sobie? - szturchnął mnie lekko w ramie.
- A cóż byś chciał takiego wiedzieć? - spytałam teatralnym głosem.
- Hmm...- pocierał palcami po 'brodzie' udając myśliciela - to może na początek...twój ulubiony kolor?
- Niebieski. - rzuciłam bez namysłu, ale gdy zorientowałam się ,że jego oczy są także niebieskie, szybko spytałam też jego: - a twój?
- Też. - i znowu ten jego niebiański uśmiech. Tak, muszęprzyznać, że uśmiech to on ma profesjonalny - Właściwie to od dzisiaj, też. - wymamrotał do siebie, lecz wystarczająco głośno bym mogła go zrozumieć.

***
Minęło już chyba kilka godzin (?), a my nadal ślęczeliśmy w tym samym miejscu i cały czas ze sobą rozmawialiśmy. O wszystkim i o niczym. Świetnie się z nim spędzało ten dość niefortunny pobyt. Śmialiśmy się, rzucaliśmy różnymi sucharami, dowiadywaliśmy się o sobie (choć nie tylko o sobie) ciekawych faktów. Zaczęło mi się robić już powoli zimno, bo co jak co ale za specjalnego ubrania do takiego siedzenia w nieogrzewanym pomieszczeniu to ja na sobie nie miałam. Na szczęście mój kulturalny przyjaciel (jaramsięjaramsię :D) zauważył to i bez słowa zdjął z siebie swoją siwą bluzę i (oczywiście mimo moich licznych protestów) okrył mnie ją. Ale to jeszcze nie koniec! Widać, że bał się trochę mojej reakcji, ale zdecydował się i przysunął się do mnie maksymalnie obejmując swoimi ciepłymi ramionami. Niemal od razu zrobiło mi się cieplej, nie tylko na skórze, lecz i w sercu. W spokoju i ciszy napawałam się rozkosznym zapachem jego perfum i przysłuchiwałam naszym niewyrównanym oddechom, przeplatanym gromkim śmiechem, wywoływanym przez wspomnienia Nialla z chłopakami. Czułam się tak ... bezpiecznie (?) że mogłabym tkwić w takiej pozycji bez końca.
 To niesamowite. Znamy się z blondynkiem zaledwie dwa dni, a ja mam wrażenie, że od przynajmniej dwóch  miesięcy  i jesteśmy już starymi kumplami. Może i jestem naiwna, ale wiem, czuję, że mogę mu bezgranicznie zaufać  i mam nadzieję, że vice versa. Normalnie  n i e s a m o w i t e uczucie.
Kiedy nasze chichoty, po tym jak chłopak skończył opowiadać o tym, jak Lou wyprostował Harremu w nocy, gdy spał włosy prostownicą, ucichły Horan postanowił przerwać tą ciszę:
- Nikki? - spytał nieśmiało.
- Tak?
- A właściwie to jak wygląda twoja historia z Harrym i Mackenzie ? To znaczy jak się poznaliście i w ogóle...
Westchnęłam cicho, przywołując sobie wspomnienia z tam tych dni i z uśmiechem malującym się na ustach zaczęłam swą wypowiedź:
- Byliśmy wtedy jeszcze w przedszkolu...ja i Harry.... mieliśmy jakieś... 4? Może 5 lat....Nasze mamy razem pracowały i tak jakoś wyszło że zgadały się o swoich dzieciach w równym wieku.....i mama Harrego zaprosiła całą naszą rodzinę... tzn. Mnie i moich rodziców, bo mój brat jeszcze się nie urodził ..... tak 7 lat różnicy to jednak coś - mruknęłam i kontynuowałam swój monolog - ale dalej .... zaprosiła nas na niedzielny obiad i kawę....  więc...pojechaliśmy....i co? Oczywiście nasze mamusie, który zdążyły się już dość mocno zakolegować marzyły o tym żeby także ich dzieci się zaprzyjaźniły.... tak też się stało.... na początku Harry zaprosił mnie do swojego pokoju i zaczął pokazywać swoją kolekcję samochodzików i swoją zabawkową kuchenkę, przy której wydawaliśmy obiady jego misiom - zaśmiałam się- a potem.... nie miałam żadnych koleżanek w przedszkolu więc poszłam do loczka....a on zamiast z innymi chłopcami zaczął się bawić ze mną..... kilka miesięcy później pani przedszkolanka oznajmiła nam że będziemy mieli nową koleżankę w grupie, która właśnie się przeprowadziła do Holmes Chapel, o imieniu Mackenzie  haha....dzieci ją na początku omijały szerokim łukiem, my też, bo po prostu hah baliśmy się jej, gdyż była dość hmm....pyskata w tamtych czasach...zresztą chyba jej to trochę zostało....aczkolwiek kilka dni później przedszkolak z wyższej grupy zabrał nam jakąś zabawkę czy coś takiego. I kto przybiegł nam z odsieczą? Waleczna Mackenzie!! hahah.... i po tym zdarzeniu przełamaliśmy się z Harrym co do niej, a ona udowodniła nam że nie taki diabeł straszny jak go malują hah......od tamtego czasu prawie wszędzie chodziliśmy razem. Ja, Harry i Mack. Pewnego dnia zobaczyliśmy ulotkę o przesłuchaniach do X factora. Zaczęłyśmy namawiać Harrego do wzięcia w nich udziału.... upierał się, że nie wystąpi bez nas, ale w końcu, w sumie to nie wiem jakim cudem, ale namówiłyśmy go. Powiedział, że jedzie tam tylko żeby sprawdzić jak to wygląda "od kuchnii" i przede wszystkim dla nas. No..i resztę historii już znasz.....- posłałam mojemu skupionemu słuchaczowi blady uśmiech.
- yhyy....
- I już chyba wiem dlaczego ja byłam w stanie mu wybaczyć. Po prostu dłużej go znałam i nie chciałam go bo stracić. Bo co jak co ale myślę, że my byliśmy bardziej związani ...

*Retrospekcja*

Biegniemy przez jakiś las z plecakami narzuconymi przez ramię. Harry trzyma mnie za rękę. Nie ma z nami Mack, gdyż wyjechała kilka dni temu z rodzicami  na Florydę, na pięćdziesiątnicę małżeństwa ich dziadków.
- Harry gdzie ty mnie właściwie prowadzisz? - pytam zaciekawiona.
- A zobaczysz. - chłopak posyła mi swój czarujący uśmiech i prowadzi dalej poprzez gąszcz zielonych drzew.
Nagle znajdujemy się na jakiejś cudownej polanie całej obsypaną i pachnącą fiołkami. Łagodne promienie popołudniowego słońca muskają delikatnie nasze twarze. Po środku tego pięknego miejsca dostrzegam drzewo. Puszczam dłoń Harrego i podążam w kierunku starego dębu, które przykuwa moją uwagę, a raczej nie one tylko coś znajdujące się NAD nim. Widzę urzeczywistnienie mojego marzenia z dzieciństwa - to jest najprawdziwszy domek na drzewie. I to nie byle jaki!  Dodatkowo z samego jego czubka wystaje chorągiewka z napisem "Nikki & Harry Refuge :)" [tł. zakątek Nikki i Harrego] Słyszę za sobą kroki przyjaciela.
- Ty- ty sam to zrobiłeś? - pytam nawet się nie odwracając.
- Mhm. Podoba się? - pyta z nadzieją w głosie.
- To jest..yy jesteś.....- próbuję pozbierać myśli do kupy -  AAA!!! - udaje mi się pisnąć i rzucam się chłopakowi na szyję.
- Czyli mam rozumieć że ci się podoba? - pyta rozbawiony gdy już odklejamy się od siebie.
- Oczywiście że tak! Jeny, nie wiem co powiedzieć! Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!! Jesteś kochany!- skacze z radości, a mojej twarzy nie opuszcza gigantyczny wyszczerz. - Właściwie to dlaczego nie dopisałeś Mack? - unoszę zabawnie brew do góry.
- Eee.... bo  tak sobie pomyślałem ee...że jak ona będzie na tych tam tańcach to będziemy sobie przychodzić..- mamrocze z lekka zmieszany łapiąc się za skroń.
- Czyli nie zamierzasz jej o tym mówić..hm? - pytam krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- No....nie wiem. Bo przecież nie musi o tym wiedzieć co nie? Może to być taka nasza 'kryjówka'....
- ..przed jej furią? haha..... ale nie uważasz że to trochę nie fair?
- Gdziee tam. - macha lekceważąco ręką i spogląda na moją wyrażającą niezdecydowanie w tamtym momencie twarz. - Najwyżej zganisz na mnie. - mruga do mnie. Na samą wizję Harrego uciekającego przed rozzłoszczoną Mack mimowolnie moje kąciki ust podnoszą się do góry. Tiaa...jestem TAAKA złaa. Ale gdybyście sami to widzieli. To nie moja wina, że oni są razem jak darmowa rozrywka.
- Nie, nie, nie ...błagam powiedz że właśnie nie wyobrażałaś sobie momentu kiedy Mack mnie morduje...- mówi załamany loczek kładąc dłonie na twarzy, a ja odpowiadam mu tylko chytrym uśmieszkiem - ugh, jesteś okropna - komentuje dając mi kuksańca w bok.
- Ej! Wcale nie! - protestuję rozbawiona.
- Wcale tak. - mówi rozochocony i zaczyna mnie łaskotać. - To co chcesz sprawdzić jak jest w środku ...czy nie? - pyta gdy udaje nam się już przystopować śmiech.
- Oczywiście! (...)


- I pozostało to w tajemnicy? - zapytał mnie zaciekawiony Niall, gdy już wróciliśmy do "rzeczywistości".
- hahah Coś ty...... jakiś tydzień później nasza genialna Mack urwała się z tanecznego i...zaczęła nas śledzić. - Niall otworzył szeroko oczy ze zdziwienia - Powaga. A najlepsze jest to, że my kompletnie nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy! Dobrze, że deszcz zdążył zniszczyć tą chorągiewkę, bo wątpię żeby któreś z nas to przeżyło.
- Ale przeżyliście....? - spytał cały czerwony od powstrzymywania śmiechu.
- No niee.... przecież ja jestem już duchem. - wytknęłam mu język - Po prostu zwaliłam na Harolda, bo tak tego pragnął, a potem Mackenzie prześladowała go gnębiąc, że przyjdzie kiedyś do niego zakopać mu dołeczki. W nocy. Z łopatą. Powinien się cieszyć że wtedy miał jeszcze w miarę proste włosy.- widać było że blondyn bardzo się starał, ale nie udało się. Jak ryknął śmiechem to i ja, bo widok tarzającego się po podłodze ze śmiechu Horana, to baardzo, ale to baaardzo zabawny widok. Serio. Umie chłopak zarażać wesołością.
- Kocham twój śmiech - udało mi się wychwycić spośród kolejnych salw chichotów (choć powinnam powiedzieć: wycia)
- Co? - momentalnie ucichłam patrząc na niego pytająco, w celu potwierdzenia tego czy się nie przesłyszałam.
- yy..nic, nic - udało mu się ogarnąć, nie wiedząc co powiedzieć dalej posłałam mu po prostu ciepły uśmiech po czym on dodał ciszej: - wiesz...przypominasz mi kogoś - spojrzałam na niego w stylu: weźrozwińbonieogarniam. : - to znaczy.. nie żeby coś, ale jesteś podobna do Holly, mojej.... byłej.
- o. - wydusiłam szeptem i jakieś 2 minuty później odważyłam się odezwać: - sorki, jeżeli jestem wścibska, ale dlaczego właściwie nie jesteście już razem? - spytałam nieśmiało, chociaż nie wiem co mnie podkusiło. Przecież sama wiem, że rozmawianie o byłych nie należy do przyjemnych. Chciałam już to wycofać, ale chłopak wyglądający jakby bił się a własnymi myślami zabrał głos :
- My nie jesteśmy już razem bo...bo ...ona..- westchnął ciężko - ...odeszła.
- Ale może nie wszystko jeszcze stracone, może miała jakiś powód...może..
- Nie, nie o to mi chodzi - wtrącił, przerywając mi. Oparł głowę o drzwi i spojrzał na sufit - Mieliśmy akurat z chłopakami trasę do "Up All Night", kiedy przed jednym z koncertów zadzwoniła do mnie jej mama z wiadomością że Holly jest w stanie krytycznym i leży w jednym w londyńskich szpitali.... nim zdążyłem dojechać.... ona ...... ona umarła. A ja nawet nie zdążyłem się z nią pożegnać. - dokończył półszeptem. Było mi go tak strasznie żal. Idiotka, musiałaś zacząć ten temat?
- Niall..j-ja, ni-nie wiedziałam, prze-przepraszam. Tak mi przy-kro. Ja- ja nie powinnam się ciebie o to pytać. - zakłopotana zaczęłam uważnie lustrować podłogę.
- Nie, nie spokojnie. - po tych słowach Irlandczyk podniósł moją brodę palcami w taki sposób, że teraz patrzyliśmy sobie prosto w oczy - Zdążyłem już się z tym jakoś pogodzić. Przecież wszyscy kiedyś umrzemy. A przecież jej przedwczesna śmierć nie mogła nie mieć jakiegoś celu. W końcu wszystko dzieje się po coś. Tylko po prostu jeszcze nie znamy powodu, dla którego jej tu już nie ma. Także nie przejmuj się, nawet wiesz co? Jest mi lżej. W końcu mogłem się komuś wygadać. Bo co jak co ale dziewczyna chyba bardziej zrozumie niż chłopak. - uśmiechnął się do mnie nieznacznie, a ja spuściłam speszona głowę.  Przyznam, że bardzo mi zaimponował swoimi słowami. Przekonałam się że zamiast pozornie dziecinnego jest on bardzo dojrzały w środku. Mimo, że cały czas czułam się skrępowana zwierzeniem blondyna energicznie wtuliłam się w jego wychłodzone już ciało, na co ten schował głowę w moich włosach i tylko mocniej do siebie przyciągnął.
 I wtedy...stało się coś nieoczekiwanego....a mianowicie wokół nas nastała jasność....

____________________________________
*znaczna część opowiadania nie ma odniesienia w rzeczywistości

Uff...nawet nie wiecie jaką czuję ulgę, nareszcie kończąc ten rozdział. Męczyłam się nad nim przez ponad miesiąc, przechodziłam już nawet kilka "załamek w stylu Górniaczki" i mam nadzieję, że chociaż ktoś skomentuje moje wypociny, nawet jeśli będzie to negatywna ocena, trudno. Po to to przecież głównie piszę, żeby się sprawdzić. Ale mam chociaż malutką nadzieję że nie jest on aż taki całkiem tragiczny. No...więc następny rozdział (na pewno o wiele lepszy) od Szoko :3